Wstałam rano, zwalczyłam przemożną chęć otwarcia puszki z piwem, wyjęłam z zamrażarki kurę na obiad i włączyłam telewizor. Akurat leciał program o zdrowym odżywianiu i pogodnym starzeniu się. Szybko przełączyłam na reklamy. Wszędzie aluzje do seksu. Postanowiłam więc poczytać gazetę i oto, co napisali w naszej lokalnej: „…radni jeżdżą po prezydencie jak po burej suce”, „na rondzie jest syf…” Rany boskie! W reklamie jeszcze jestem skłonna zaakceptować pełen naturalizm – czyli potoczny język, dużo seksu i jedno podobne do drugiego. Słowem – tandeta. Ale jakiego języka używają teraz w gazetach?? Zasady poprawnej polszczyzny już dawno przestały obowiązywać, a w przekazach reklamowych i różnych informacjach pojawia się tak dużo nowych słów, że językoznawcy i słowniki nie nadążają z ich usankcjonowaniem. Obserwujemy również pewnego rodzaju „niechlujstwo” w każdej dziedzinie życia. Dziadostwo jest „trendy”. Taki styl podobno działa na emocje, porusza najcieńsze struny w naszym umyśle i dociera do naszych pierwotnych pragnień i nie uświadomionych potrzeb. Ale to po prostu zwykłe „dziadostwo”. Rozkładają przed nami karty, z których nic nie wynika, a oni nam wmawiają, że coś tam w nich jest.
Wszystko, co się obecnie ogląda i czyta w popularnych mediach, jak telewizja, strony internetowe, prasa, jest płytkie i pozbawione głębszych wartości. Przekazy są jednorazowe i do samodzielnego montażu, jak meble z Ikei. A złudne i dopompowywane wartości w reklamach są tylko stałym elementem robienia nas w balona. Ta mierność przekazów wynika też z powierzchownego podejścia do każdego tematu. Dziennikarze i specjaliści od reklamy niewiele od siebie wymagają i wychodzą z założenia, że odbiorca ma niewielkie oczekiwania.
A propo’s wymagania od siebie i innych, przypomniała mi się autentyczna anegdota sprzed kilku lat z mojego miasta, która pokazuje, że jeżeli chcemy wymagać od innych, musimy zacząć wymagać od siebie.
– Szanowni państwo, studenci naszego wydziału czytają najmniej książek ze wszystkich studentów tej uczelni. Musimy to zmienić. Oto lista lektur, które mają państwo przekazać swoim studentom. Muszą to wszystko przeczytać.
Wstaje Gerard i mówi:
– Panie profesorze, ale to oznacza, że my też będziemy je musieli przeczytać.
Dobra, czas na odrobinę nekrofilii. Idę rozczłonkować kurze narządy.
Ta prowokacja ze zdjęcia to autentyk, jakiś artysta na wiosnę coś takiego wystawił jako protest przeciwko psim kupom.